Mikro-przygoda strzelecka

Ojcostwo to wyjątkowy okres dla mężczyzn, których pasje i zainteresowania przed pojawieniem się na świecie potomka zajmowały zdecydowanie zbyt wiele czasu. Sam angażując się na kawalerskim etapie swojego życia w wiele rozmaitych hobby, doświadczyłem słowa „kompromis”, który choć brzmieć może strasznie, to w istocie jest racjonalnym filtrowaniem spraw i wyborze tylko tych, które dają najwięcej satysfakcji.

Bycie leśnym włóczykijem od kilku ostatnich lat było jednym z moich ulubionych sposobów spędzania wolnego czasu, ponieważ stanowiło odskocznię od mojej pracy przed komputerem. Lubiłem wówczas zabierać ze sobą jedną ze swoich wiatrówek, których kolekcją chwaliłem się już na moim dawnym kanale YouTube w przeszłości, aby poćwiczyć strzelanie na świeżym powietrzu. To naprawdę bardzo przyjemny sport, dający mnóstwo satysfakcji.

-7 stopni i piękny wschód słońca, tylko taką zimę lubię.

Wykorzystując dzień wolny od pracy i prognozowaną wybitnie zimową aurę, postanowiłem wybrać się na krótki spacer o świcie. Chciałem po prostu odkurzyć jeden ze swoich karabinków, który od około dwóch lat spoczywał na strychu, czekając na „lepsze czasy”. Niepotrzebnie, bo jak się okazuje – czas na pielęgnowanie zainteresowań można znaleźć prawie zawsze, a codzienne obowiązki (jeżeli są odpowiednio uporządkowane) można zaplanować tak, aby zorganizować sobie krótki wypad do lasu.

Wiatrówka – check, aparat – check, statyw – check.

Mam bardzo wyrozumiałą żonę, która znosi niejedną moją fanaberię, jak choćby bieganie z karabinkiem między drzewami i zabawę w dużego harcerza. To dzięki niej udaje mi się znaleźć sporo czasu na rozwijanie pasji w tym wymagającym okresie początków rodzicielstwa.

Pierwszy raz w życiu strzelałem z karabinka wyposażonego w lunetę – serio.

Jeszcze dwa lata temu poświęcałem mnóstwo czasu na tworzenie niniejszego bloga (R.I.P. dawne artykuły) oraz kanału na YouTube, to z perspektywy ostatnich kilku miesięcy, w których moje życie doznawało gruntownych, ale bardzo pozytywnych zmian muszę przyznać, że nie potrzeba wiele, aby po prostu się cieszyć „swoimi sprawami”.

Mmmm, that feel, bro.

Choć ten post miał być pierwotnie krótkim raportem z zimowego marszu strzeleckiego po lokalnym lesie, to przybrał formę manifestu do ojców – może to i dobrze. Wszyscy rodzice zgodzą się z tezą, że dziecko zmienia w życiu bardzo wiele, jednak nie możemy zapominać o tym co zajmowało nasze serca i umysły przed narodzeniem mniejszej wersji nas samych. Wszyscy mamy jakieś pasje i zainteresowania, które warto pielęgnować, bez względu na stan cywilny, rodzinny, finansowy, czy jeszcze inny.

Gimme little soulshine…

Cztery godziny spędzone w samotności w lesie, będąc wyposażonym tylko w karabinek i aparat fotograficzny, to naprawdę bardzo ważny reset i jestem pewien, że nie odstaję tutaj od większości mężczyzn. Każdy czasem marzy o tym, aby oddać się swoim zainteresowaniom z dala od ludzi i codziennych trosk. Kilka kilometrów marszu w mroźniej, ale słonecznej aurze to dla mięśni prawdziwe memento, że choć kiedyś poddawane były większym wysiłkom i mogły więcej, to nie utraciły jeszcze wigoru – bardzo ożywcze i przyjemne doświadczenie. No i wreszcie posłanie kilku śrucin w kierunku tarcz to czysty relaks i odpoczynek dla umysłu. Natomiast kilka ładnych fotek, które udało się przy okazji ustrzelić to już tylko wisienka na szczycie tego wypasionego tortu.

Jestem jak kwiat lotosu, jedność strzelca i karabinu, tylko ja i … Śrut?

Serdecznie polecam każdemu taką formę spędzania wolnego czasu, a rodziców zachęcam do pielęgnowania swoich pasji, bo w końcu coś tym naszym pociechom będziemy musieli przekazać 😉

Z pasją!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s