Zainteresowanie Diuną przed premierą jej ekranizacji było na świecie bardzo wielkie, ponieważ wygłodniały rynek science-fiction potrzebował od dość dawna kasowej produkcji, która podejmie kwestię bogatego uniwersum. Potencjał na rozwinięcie tematu jest bardzo ważny w świecie fanów fantastyki, bo ci uwielbiają sagi, które pozwalają cieszyć się wspaniale wykreowanymi krainami i historiami przez długi czas.
Choć sam nie czytałem książek o Diunie, to bardzo cieszę z jej wydobycia na wierzch dla szerszej grupy odbiorców, którzy po obejrzeniu filmu mogą zapewne sięgnąć po literacki oryginał.
Widz bardzo szybko zostaje wprowadzony w świat przedstawiony, choć wiele kwestii fabularnych i osobowych pozostawia spore pole domysłom i poszukiwaniu odpowiedzi w książkowej sadze. To moim zdaniem bardzo dobre podejście twórców, którzy z dużym szacunkiem podeszli do wzorca, nie ujawniając wszystkich jego tajemnic od razu, a jednocześnie nie sprawiając uczucia zagubienia u diunowych nowicjuszy.
To trochę tak jakby film był trailerem do prawdziwej przygody, którą znajdziemy w książkach. Jednocześnie sporą sztuką jest tak stworzyć produkcję kinową, aby zachęciła do czytelnictwa. Może piszę w tej chwili odrobinę personalnie, jednak faktem jest, że razem z żoną na pewno sięgniemy po książki Franka Herberta.
Diuna przede wszystkim nie jest bezczelna.
Nie doświadczymy w tym filmie jarmarcznego efekciarstwa i kiczu, w który łatwo niestety wpaść kosmicznym sagom – tematyka międzyplanetarnych wojaży sprzyja kreowaniu wizualnych fantazji. Te są domeną Gwiezdnych Wojen i niech tak pozostanie. Diuna z kolei to wykwintna uczta dla wymagającego oka, podczas której powściągliwie i z wyważeniem podjęto każdy kadr.
Jest polityka, rywalizacja wielkich rodów, wojownicze i dzikie plemiona, nadprzyrodzone zdolności i walka o honor – pod względem treści mamy tutaj do czynienia z historią toczącą się na kilku niezależnych płaszczyznach, a nie tylko jednowymiarową opowieścią o młodzieńcu na górze piasku.
Nawiązując do Lucasowych produkcji, jest to trochę jak powrót na Tatooine, jednak ten jest już miejscem o wiele bardziej mrocznym i niebezpiecznym, którego nie strzegą Jedi. Moje skojarzenia może i są nieco powierzchowne, ponieważ w istocie Diuna to zupełnie inny świat i odmienna opowieść, jednak podczas całego seansu słyszałem z tyłu głowy znajome nuty, ale bardziej wysublimowane.
Diuna to zdecydowanie pokaz sci-fi dla dojrzałego widza, który przykuwa dużą uwagę do wyjątkowej oprawy. Tą znakomicie uświetnia muzyka chyba największej legendy w tej dziedzinie, czyli Hansa Zimmera. Nie trzeba tutaj nic dodawać.
Podsumowując, oboje wraz z żoną byliśmy pod ogromnym wrażeniem omawianego filmu, który wzbudził w nas silną chęć sięgnięcia po książkową sagę. Diuna wykonana została bardzo starannie, co bezpośrednio przełożyło się na jej finansowy sukces i zawiązanie bardzo dużej grupy fanów uniwersum, do której być może już wkrótce się zaliczymy. Premiera sequela planowana jest na 2023 rok, zatem przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. I bardzo dobrze – w końcu akurat w produkcjach tej klasy jakość ma znaczenie.
Koniecznie musimy to przeczytać 🤩
PolubieniePolubione przez 1 osoba