Częstotliwość moich modelarskich relacji znacznie ostatnio spadła, zatem pora wreszcie zakończyć budowę „Foki”, która zarazem stała się jedną z najdłużej trwających modelarskich prac w mojej karierze. Stosunkowo prosty model samolotu, na który doświadczony modelarz poświęciłby maksymalnie jeden weekend, ja sklejałem przez siedem miesięcy… Szmat czasu!
Zabawę z samolotem rozpocząłem jeszcze jako świeżo upieczony mąż, a kończę już w roli ojca siedmiomiesięcznego syna, zatem był to okres na pewno dość długi, ale i bardzo znamienity, a na poczet którego spisuję pewną hobbystyczną opieszałość.
Na półce i w mojej głowie czekają już kolejne projekty, zatem potrzeba ukończenia modelu niemieckiego myśliwca była bardzo silna. Niestety wojenne wydarzenia ostatnich tygodni skutecznie zniechęciły mnie do podejmowania jakiejkolwiek militarnej tematyki, stąd nie ukrywam, że z ogromną chęcią sięgnę po bożonarodzeniowy prezent, który otrzymałem od żony, ale o nim napiszę za chwilę.
W ostatnim wpisie informowałem Was, że część konstrukcyjną mam już za sobą i wypływam na nieznane mi dotąd wody malarstwa modelarskiego…

Był to wspaniały czas wzlotów i upadków, wynikających z braku moich umiejętności i cierpliwości do farb. Te choć może i nie były dedykowane do zastosowań modelarskich, to przy nałożeniu odpowiedniej ilości warstw dawały zaskakująco dobre rezultaty.

W trakcie pracy postanowiłem zmienić nieco koncepcje wzoru malowania, ponieważ „pudełkowa” prezentacja wydawała mi się nieco płaska, stąd postanowiłem pójść na całość i wybrać opcję z najbardziej kontrastującymi ze sobą barwami, którą znalazłem w internecie. Sam research nie był łatwy, ponieważ znalezione wizualizacje często różniły się dość znacznie, stąd wybór najbardziej „historycznej” wersji graniczył z cudem, dlatego…
Postawiłem na science-fiction.

Malowanie pędzlami było bardzo satysfakcjonującym procesem, którego efekt odbiega może od ideału, to jednak dał mi mnóstwo przyjemności i relaksu.

Przebijające się spod skrzydeł białe pasy zostały zaczerpnięte ze znalezionej w sieci wizualizacji malowania, która spodobała mi się bardzo z uwagi na czerwono-baronowy klimat. Wiem, że moje skojarzenia są czystą fantazją, jednak postawiłem tutaj na dobrą zabawę, a nie kurczowe trzymanie się historii, albo co gorsza – próbę odwzorowania prawdziwego egzemplarza.

Nie mam rzecz jasna nic przeciwko modelarzom-historykom, którzy dbają o koszerność swoich dzieł, mało tego – bardzo szanuję ich zacięcie, jednak sam nie dysponuję jeszcze wystarczająco dobrymi umiejętnościami i wyczuciem, aby konkretną sztukę samolotu z przeszłości odtworzyć.

Przyjmując tak luźne założenia, nie chciałem tracić zbyt wiele czasu na szukanie informacji w źródłach, a poświęcić go na możliwie jak najbardziej dokładne dopracowanie wizji, która urodziła się w mojej głowie.

Główną niewiadomą była dla mnie kolorystyka elementów wewnętrznych oraz zawieszonej pod kadłubem bomby, jednak po krótkim namyśle zdecydowałem się na ciemnoszarą mieszankę, która nie będzie skupiać uwagi obserwatora, ale przyjemnie odetnie się od dominującego karmazynu.

W obrębie karabinków i wylotów układu wydechowego zdecydowałem się na lokalne brudzenie rozwodnioną mieszanką czerni i umbry, co jest zarazem moim pierwszym podejściem do oddania śladów eksploatacyjnych czy weatheringu.

Malowanie metalowej ramy oszklenia kokpitu wyszło mi w bólach, ponieważ stosując nieodpowiednią technikę i zbyt grubą warstwę, spowodowałem dostanie się sporej ilości farby pod niedokładnie przyklejoną taśmę.




Kalki zostały nałożone tylko na czystej wodzie, bez jakiejkolwiek modelarskiej specjalistycznej chemii. Na model nie nałożyłem też lakieru, choć nie wykluczam jeszcze tej operacji w przyszłości.

To jasne, że na zdjęciach widać całą masę niedoróbek, bo jak wiadomo – fotografia ma tą magiczną zdolność wydobywania na wierzch tego, co jest niewidoczne dla nieuzbrojonego oka. Mimo to podczas klejenia i malowania bawiłem się wybornie i na pewno będę kontynuował modelarską przygodę, ucząc się nowych technik od bardziej doświadczonych ode mnie.
„Foka” trafia tym samym do naszej małej ekspozycyjnej gablotki, a ja zaczynam wkrótce polowanie na smoka!
