Zainteresowanie kulturą i historią dawnej Japonii jest w Europie bardzo żywe, a zwłaszcza jeżeli chodzi o sztuki walki oraz badanie tamtejszego oręża. Na tej płaszczyźnie także i w Polsce zauważamy coraz większą liczbę grup trenujących rozmaite techniki walki wręcz lub z wykorzystaniem broni białej. Orientalny i tajemniczy charakter wschodnich kultur to swoisty magnes dla świadomości zachodnich odbiorców, których pasje podsycane są bogactwem filmów, książek, gier i wielu innych produktów.
Czy jednak obraz feudalnego japońskiego wojownika nie obrósł w naszych umysłach w zbyteczną mitologię? Czy pojęcie honorowego i szlachetnego samuraja nie stało się dla nas legendą o żołnierzu absolutnym, z którym żaden reprezentant innej kultury nie mógłby się mierzyć?

No cóż, postaram się niektóre mity odkłamać i udowodnić, że nasz europejski rycerz, którego może odrobinę nie doceniamy, tak naprawdę miał wiele wspólnego z niepokonanym wojownikiem z kraju Kwitnącej Wiśni.
Tytułem wstępu trzeba zaznaczyć, że żadna tego typu walka w historii swojego miejsca nie miała, a temat tego artykułu to nic innego, jak jedynie dywagowanie i fantazjowanie „co by było gdyby”. Nie posiadam jakichkolwiek uprzedzeń kulturowych, ani historycznych, ponieważ jako Polak z dziada pradziada, mam ogromny szacunek do własnego pochodzenia, historii swojego narodu oraz przynależności religijnej, a mimo to od lat interesuję się Japonią – zarówno tą dawną oraz współczesną.

Aby móc dokonać w miarę racjonalniej analizy potencjalnego starcia średniowiecznego rycerza z samurajem, należy wpierw przyjąć pewne założenia czasowe, ponieważ w obu omawianych rejonach świata obserwować mogliśmy różny rozwój technik wojennych na przestrzeni wieków. Niesprawiedliwym byłoby porównanie wojownika feudalnej Japonii z samego końca epoki Edo z jego europejskim odpowiednikiem ówczesnych lat. Swoją drogą trudno mówić już o jakimkolwiek rycerstwie, pojmowanym w kategorii wojskowości w drugiej połowie XIX wieku, kiedy to w kraju Kwitnącej Wiśni nadal można było obserwować samurajów odzianych w zbroje i dzierżących naginaty.
Analizowanie wojowników z różnych lat także nie ma najmniejszego sensu, ponieważ całkowicie odpada wówczas jakakolwiek fizyczna możliwość spotkania owych mężów, nawet czysto hipotetyczna. Dlatego więc postanowiłem określić ramy czasowe na koniec XVI wieku – powiedzmy, że niech będzie to rok 1600 +/- 20 lat, z uwagi na przełomowe zarówno dla Europejczyków jak i Japończyków wydarzenia, które wpływ miały na obrane przez nich kierunki rozwoju.

Omawiany okres to nie tylko historyczny kamień milowy, ale także pewien etap w rozwoju wojskowości, kiedy to żadna kultura nie może czuć się poszkodowana młodzieńczym etapem rozkwitu powyższej dziedziny, a reprezentuje już określony poziom sprzętu i technik, które skutecznie zostały sprawdzone w boju.
Zanim jednak podejmę analizę wyżej wymienionych czynników, które wpłynąć mogą na sukces jednego bądź drugiego wojownika, to przemyśleć trzeba jeszcze jedną kwestię…
Po co w ogóle mieliby ze sobą walczyć?
Ograniczenia terytorialne i uwarunkowania geograficzne możemy już na samym początku odrzucić, ponieważ choć bardzo zamknięta na podboje i odkrycia Japonia najzwyczajniej nie miała potrzeby nawet odrobinę zbliżyć się do europejskich ziem, to jeżeli o samych Europejczykach mowa, w omawianym czasie zaczynali oni już swoje dalekie podróże. Nie ma sensu chyba, abyśmy udawali, iż duchem epoki wielkich odkryć geograficznych rządziła przede wszystkim chęć zdobywania wiedzy o świecie. Chodziło przecież głównie o zdobywanie nowych terytoriów bogatych w surowce mineralne oraz otwierające drogę do innych, ważnych szlaków handlowych. Ekonomia to główny motor wyprawiania się w dalekie rejony sporych i silnie uzbrojonych grup z Europy, zatem można się pokusić o przyjęcie kolejnego założenia, a mianowicie, że to właśnie europejski rycerz mógłby być w tym starciu agresorem.
Wyprawy misyjne organizowane przez kościół katolicki były w tamtych czasach częste, jednak w głównej mierze miały one pokojowo-humanitarny charakter i nie było mowy o zbrojnych wyprawach chrystianizacyjnych. Obraz kościoła prowadzącego długie krucjaty i siłowe rozwiązania wobec innowierców jest nieco zakłamany, ponieważ dotyczy raczej wieku XIII i sprowadza się do działań na terenie Ziemi Świętej. Oczywiście od każdej reguły można znaleźć pewne wyjątki, jednak trzysta lat w historii Europy zmieniło wiele w kwestii ewangelizacji, która odbywała się poprzez pomoc socjalną i budowę szpitali oraz szkół, a nie wykorzystanie miecza. Odpadłby zatem argument religii w kontekście analizy potencjalnej przyczyny ataku europejskich sił na terenie Japonii, aczkolwiek można pewne historyczne fakty do tego podciągnąć.
W istocie istniała pod rządami szogunatu rodu Tokugawa pewna niewielka europejska enklawa pod Nagasaki, najpierw rządzona przez Portugalczyków, a po anty-chrześcijanskim dekrecie szokugana trafiła w ręce Holendrów. Ochrzczeni Japończycy zostali wówczas brutalnie stłumieni, portugalscy handlarze i misjonarze wygnani, a wszelkie praktyki katolickie zakazano. Holenderska kompania prowadząca przez około 200 lat handel z Japończykami w tamtym miejscu musiała dokonywać aktów profanacji chrześcijańskich symboli religijnych, aby móc w ogóle stanąć na japońskiej ziemi.
Feudalna Japonia prawie nigdy nie cechowała się tolerancją etniczną i religijną, a okres względnego pokoju epoki Edo to w istocie czas głębokiej izolacji od świata zewnętrznego. Krwawe pozbycie się chrześcijan przełamuje zapewne zakłamany w naszej świadomości obrazek wyważonego i spokojnego Japończyka, postępującego zgodnie z honorowym kodeksem. Stanowi to zarazem przeciwwagę do równie fałszywego obrazu europejskiego krzyżowca, który mieczem i ogniem rozprawia się z przedstawicielami innych religii. Zdaję sobie sprawę, że takie przedstawienie tematu jest jedynie skupieniem na wierzchołku góry lodowej, jednak bez wątpienia pobudzać będzie do pewnych przemyśleń i burzenia mitów, w które obrosły wizerunki rycerzy i samurajów.

Ale do rzeczy – hipoteczny powód starcia europejskiego wojownika szlachetnego pochodzenia i katolickiego wyznania z japońskim samurajem, jest akceptowalny na potrzeby niniejszego rozważania. Zabicie napływowych i rodzimych chrześcijan oraz przerwanie katolickich misji i portugalskich interesów to wystarczające powody do europejskiego odwetu na rodzie Toyotomi lub później – Tokugawa.
Jak jednak postrzegać możemy moralność ówczesnych wojowników, którzy mieliby stanąć w szranki? Czy walka obronna to wystarczające uświęcenie i potwierdzenie czystości motywów samuraja, stającego do bitwy z rycerzem? Czy katolicki agresor to tak naprawdę ten brutalny i prymitywny wój, którego fechtunek nie ma szans z legendarną ostrością katany?
Jeżeli podobał Ci się ten wstęp to daj znać w komentarzu lub zostaw like, a postaram się w kolejnej odsłonie napisać więcej o moralności rycerza i samuraja, która mogłaby być ważnym aspektem rozpatrywanego pojedynku.