Obecnie pewne tematy, które jeszcze do niedawna uchodziły za tabu, dziś już takie nie są, a postęp świata jest tak duży, że przyjmujemy je za normę i nie próbujemy nawet z tym faktem polemizować. Tymczasem dotykamy kwestii tak oczywistych, które były znane poprzednim pokoleniom, a te bez dostępu do takich „dobrodziejstw” jak smartfony i gry, potrafiły bez trudu dokonać oceny rzeczywistości, w zgodzie z naturalną odwieczną moralnością.
Ale nim przejdę do meritum, to chciałbym nieco się wytłumaczyć, ponieważ zainicjowałem tą serię z myślą o testowaniu gier na telefony, a tymczasem nie napisałem ani słowa na ten temat od niemal pół roku. Stały gość mojego bloga mógł zapewne dowiedzieć się z moich poprzednich wpisów o tym, że urodził mi się niedawno syn i wiążąc ze sobą te dwa fakty, mógł dojść do prostego wniosku. Wraz z żoną staramy się przełamywać stereotyp o tym, że rodzicielstwo pozbawia nas naszych zainteresowań i z sukcesem udaje się nam pielęgnować swoje hobby, dzięki czemu choćby w dalszym ciągu publikuję tutaj różne treści.
Nie ukryję jednak faktu, że całe to przedsięwzięcie manifestowania własnego „ja” i obrony jego miejsca w życiowej przestrzeni, wiąże się także z pewnymi kompromisami, które musimy podejmować. Z pespektywy młodego i niedoświadczonego rodzica, który do niedawna jeszcze miał ogrom myśli i planów oraz wizji na rozwój własnych zainteresowań, widzę teraz swój cały wolny czas jako strumień tych wszystkich zachcianek, który przechodzi przez swego rodzaju filtr. Na jego końcu natomiast pojawia się… Porządek. Serio!
Choć moje gamingowe pasje znacząco się skurczyły, to tylko dlatego, aby zrobić miejsca dla aktywności, które dostarczają mi zdecydowanie więcej satysfakcji. I uspokajam tutaj wszystkich – ojcostwo nie wyrugowało ze mnie gier. Udało mi się nawet w to i owo pograć przez ostatnie miesiące – na telefonie i nie tylko – o czym będzie więcej w dalszej części tego wpisu.
Cieszę się z obecnego stanu i nie mam poczucia, że którakolwiek minuta z mojego wolnego czasu byłaby zmarnowana, ponieważ jest przemyślana i wykorzystana z rozwagą. Nie poświęcam już na gry dziesiątek godzin, a za to delektuję niewielką ich częścią, skupiając na detalach, które bez wątpienia pominąłbym wcześniej. Zdecydowanie polecam ten stan równowagi.
Pół roku mobilnego grania
W tej części w skrócie opiszę przetestowane w minionych miesiącach tytuły oraz postaram się przedstawić ich mocne i słabe strony – może znajdziecie tutaj coś dla siebie.

Fani gier RPG zapewne znają Albion Online, który dostępny jest także na PC. Przyznam, że bardzo zaintrygowała mnie ta produkcja, a to głównie przez uporczywy spam google adsense w rozmaitych reklamach na stronach i w filmach na YT. Sadboxowa perspektywa wolności i bezklasowości postaci to zdecydowany atut Albiona, a Runescape’owa oprawa graficzna może działać jak magnes na oldschoolowych fanów sieciowych RPG-ów. Minusem niestety jak dla mnie jest nieczytelny i zbyt mały interfejs, który sprawia wrażenie żywcem skopiowanego z pecetowej wersji, przez co grało mi się po prostu trudno.

Mieliśmy okazję z Martyną przez pewien czas testować mobilnego Wiedźmina GPS i muszę nawet zaznaczyć tutaj, że moja żona całkiem mocno się w tą gierkę wkręciła, znacznie wyprzedzając mnie w poziomach i ekwipunku. Osobiście pomimo ładnej oprawy graficznej i intuicyjnej mechaniki, bardzo szybko się w świecie „spacerowego” Wieśka znudziłem, a głównie przez bardzo okrojone funkcje interakcji z innymi oraz deficyty zielarskich składników – tak bardzo potrzebnych do craftowania eliksirów. Nie wiem jak te aspekty wyglądają w Pogromcy Potworów obecnie, ale nie skreśliłem jeszcze tego tytułu i na pewno jeszcze damy tej grze szansę, kiedy tylko się odrobinę rozpogodzi.

Gra RAID: Shadow Legends wkręciła mnie na wiele godzin i jest to zdecydowanie najjaśniejsza perła z tej stawki. Nie jestem fanem gier turowych i bez większych nadziei pobrałem tą produkcję na swój telefon (#xiaomilepsze), a motywowały mnie bardzo wysokie oceny w sklepie Play. Ku mojemu zaskoczeniu, gra okazała się całkiem rozbudowanym produktem, z estetycznie zaprojektowanym światem oraz satysfakcjonującą mechaniką rozwoju – polecam.
Gry turowe świetnie sprawdzają się, kiedy musimy mieć oko na dziecko 😉
PROTIP #1

Przyszła kolej na następnego mocarza, a mianowicie na Black Desert. Choć w dzisiejszej stawce tytuł ten zyskał najwyższą notę, to przyznam się szczerze, że już nie gości na moim telefonie. A wszystko dlatego, że jest to produkcja GIGANTYCZNA. Serio! Otwarty świat, będący portem z pecetów i konsol, wraz z ogromem postaci, miejsc i misji, to zdecydowanie walory krzyczące do ludzi z nielimitowanymi zasobami czasu i pieniędzy, ponieważ bardzo łatwo jest dać się wciągnąć w to bardzo ciekawe i przepiękne uniwersum. Udało mi się tutaj nawet utworzyć avatara, który próbuje zbliżyć się urodą do mojej przepięknej małżonki – bardzo cenię sobie tak rozbudowane kreatory postaci w grach MMO, w których spędzać potrafię całe godziny.

A teraz pora na coś lżejszego w formie i treści, ale za to bardzo wymagającego jeżeli chodzi o zręczność. Niepozorny tytuł Ronin nie wskazuje na to, że doświadczymy czegoś wielkiego, ponieważ tak w istocie jest. Bijatyka osadzona luźno w klimacie dawnej Japonii to może i nie unikatowy temat, jednak oprawa wizualna zasługuje tutaj zdecydowanie na wyróżnienie. Rysunkowa stylistyka, która nawiązuje do historycznych rycin i obrazów to bardzo dobry zabieg twórców, dający grze nieco mrocznego, ale za to bardzo wyrafinowanego klimatu. Określiłbym tą produkcję jako ucztę dla konesera, który nie potrzebuje ferii doznań, aby docenić produkt. Ponadto poziom trudności został tutaj zawieszony bardzo wysoko, a roguelike’owo-soulsowe powtarzanie poziomów jest podstawą rozgrywki – gracz musi szlifować swoją cierpliwość niczym prawdziwy samuraj…

Zbliżając się powoli do końca zestawienia, chciałbym przedstawić Wam na przełamanie klimatu coś zupełnie innego, a nawiązującego bardzo mocno do klasycznych gier jRPG – mających w naszym kraju dość wąskie grono wiernych fanów. Sam średnio rozumiem światopogląd twórców tego gatunku, jednak skusił mnie cross dobrze znanych Pokemonów, które doznały tak jakby mariażu z naszym rodzimym Margonemem, którego intensywnie niegdyś ogrywałem. I w istocie nie skłamałbym, ograniczając się jedynie do tego zdania, ponieważ dokładnie Evertale taką mieszanką tematyczną jest. Bardzo ładnie narysowany świat i turowy system walki to najważniejsze cechy tego produktu, który nabyłem w promocyjnej cenie 0,00 zł. No cóż, gratis to uczciwa cena za grę…
Nie obyłoby się niestety bez łyżki dziegciu w beczce miodu, ale o tym za chwilę, ponieważ teraz pora na hall of shame – nie wszystkie bowiem przetestowane przeze mnie gry były dobre…

Zdecydowanie do najsłabszych produkcji dostępnych w sklepie z mobilnymi grami, muszę zaliczyć większość gier strategicznych, które zdają się być klonami jednego produktu. Rozgrywka polegająca na rozbudowie bazy, pozyskiwaniu oddziałów wojsk i podboju okolicznych instancji – jakże „oryginalny” jest to model… Tego typu gry może i były czymś ciekawym jeszcze 15 lat temu, jednak teraz jest to nic innego, jak kopiowane schematu i ubieranie go w stylistykę znanej marki. Gra o tron, Władca Pierścieni, Warhammer – nie ma znaczenia co wybierzemy, ponieważ doświadczymy dokładnie tej samej gry, która jedynie będzie bardziej lub mniej osadzona w lubianym przez nas uniwersum. Detale i nieco odmienne funkcjonalności są dodawane do tych produkcji tylko w jednym celu – aby wyłudzić pieniądze od graczy.
Próżno tutaj także uderzać w oldschoolowe tony i portować pecetowe klasyki na telefony, jak zrobili to choćby wydawcy mobilnej Twierdzy, ponieważ stara gra usilnie włożona w nowy format będzie jedynie mścić się na graczach siermięgą i topornością, co jakiś czas rażąc mechanikami skopiowanymi z wyżej wymienionych potworków.
A jak jeszcze można przyciągnąć uwagę graczy, szukających rozrywki w sklepie z grami na telefon?
Seks się sprzedaje.
I nie mam tutaj na myśli wątków miłosnych czy romansowych, jakie znamy z pełnowymiarowych Wiedźminów lub gier studia BioWare. Te są bardzo dobrze przemyślane i przedstawione ze smakiem, stanowiąc jedynie opcję dla gracza, a nie nachalną łatę, którą twórcy próbują zasłonić niedostatki techniczne produktu.
Mam tutaj na myśli zbędną i przesadzoną erotyzację gier, która niestety w coraz większej skali jest zauważalna w niskobudżetowych produkcjach, bez względu na platformę. Niestety rak ten jest szczególnie widoczny w grach mobilnych, których marketing często oparty jest o nagość, a tej celem jest przyciągnięcie jak największej liczby „ofiar” poprzez tą tanią i prymitywną przynętę.
Pół biedy jeżeli owa nagość stanowi co najwyżej promil całej zawartości gry i wynika niekiedy z fabuły gier, które de facto adresowane są dla dorosłych odbiorców. Sam doskonale pamiętam kampanię marketingową przed premierą Wiedźmina 2: Zabójcy królów, kiedy to deweloperzy ze studia CD Projekt RED zdecydowali się na odważny zabieg promocyjny w postaci cyber-sesji zdjęciowej Triss Merigold do polskiego wydania Playboya. Dla wielu zapewne mogło być to zbędne posunięcie, szkodliwe dla marki, jednak obiektywnie rzecz ujmując, przedstawienie kilku estetycznych aktów nie przekroczyło granicy dobrego smaku.
Co innego jeżeli gry ociekają postaciami kuso odzianych pań, które stanowią jedynie magnes na potencjalnych odbiorców i klientów treści „premium”. To jawny seksizm bazujący na najbardziej prymitywnych ludzkich instynktach, a nie forma sztuki. Rzućmy okiem choćby na omówioną wcześniej gierkę Evertale – niewinny, rysunkowy jRPG oparty na turowych potyczkach w klimacie fantasy, a co rusz do czynienia mamy z bohaterką, która w nieskromny sposób ma przykuć naszą uwagę. Jest to dla mnie totalnie niezrozumiały zabieg, ponieważ produkcja nie jest aż tak słaba, aby nadrabiać musiała „golizną”.
Do zdecydowanie najbardziej generycznych produkcji zaliczyć trzeba natomiast te, które całkowicie niemal skupiają się wokół seksownych awatarów, z którymi mamy możliwość flirtu. Delikatne niewiasty w tarapatach, za których uwolnienie gracz zostaje nagrodzony rozerotyzowaną animacją, to w istocie podły trick wymierzony w naszą seksualność. Nie chcę zabrzmieć tutaj przesadnie świętoszkowato, ale uważam, że odrobina pruderii w świecie gier nie zaszkodzi, ponieważ przekraczanie pewnych barier może być szkodliwe i niebezpieczne.
Omijaj gry strategiczne z seksownymi laseczkami.
protip #2
Oczywistą kwestią jest to, że nasza ludzka wrażliwość na seksualne treści w grach i filmach może być różna, jednak musimy mieć tutaj na uwadze te osoby, do których taki content „trafia”. W szczególności mam tutaj na myśli najmłodszych, czyli dzieci i nastolatków, którzy w niedojrzały jeszcze sposób postrzegają swoją seksualność i stanowią łatwy łup dla producentów, którzy tylko chcą wyłudzić od nich pieniądze.
Osobiście z niesmakiem przechodzę w sklepie Play obok produkcji, które już w swoich ikonach i screenach epatują wizualizacjami dziewczyn w bikini, nawiązujących tematyką do produkcji soft-porno, hentai lub jeszcze innych, skupiając się jedynie wokół formy, a nie treści. Wiele osób, zwłaszcza dojrzałych, przejdzie obok tego tematu obojętnie, jednak z drugiej strony musimy pomyśleć też o tych, którzy połkną ten „haczyk”. Czasami mam wrażenie, że prymitywna logika twórców gier wygląda następująco:

Panie i Panowie, czy naprawdę dacie się na to złapać? Dziewczyny i chłopaki, czy pozwolicie w tak prymitywny sposób grać na swoich emocjach? Przecież to jawny seksizm i brak poszanowania do ludzkiego ciała i godności człowieka…
Miej rozum i godność człowieka.
protip #3
Na zakończenie tego moralizatorskiego wpisu dodam jedynie tyle: bądźcie silniejsi od tego. Nadmierna seksualizacja i erotyzacja gier jest nie tylko bezsensowna, ale i szkodliwa. Nie mam zamiaru tutaj poruszać kwestii negatywnego wpływu erotyki i pornografii na ludzką psychikę, ponieważ można w sieci znaleźć na to wiele naukowych dowodów, których autorami są prawdziwi specjaliści, a nie ja – domorosły grafoman. Chciałbym jedynie przestrzec przed postawą obojętności wobec tego tematu, ponieważ nasz społeczny stosunek do niego może mieć wpływ na to jak w przyszłości będą wyglądały gry.
Jeżeli nie zapala nam się w tej chwili w głowie żółta lampka ostrzegawcza na widok wizualizacji kobiet w bikini, których mnogo jest w sklepie z aplikacjami mobilnymi, to producenci takowych treści mogą posuwać się sukcesywnie dalej, dewastując jeszcze bardziej naszą wrażliwość na sferę seksualności…