Czy zastanawialiście się kiedykolwiek jak wyglądałaby głośna kinowa produkcja ukazująca grę w GTA? Zapewne wielu osobom przychodzą na myśl stricte gangsterskie filmy i seriale z gliniarzami i pościgami w tle – skojarzenia z Człowiekiem z blizną, Miami Vice, Bad Boys, Szybkimi i wściekłymi, Sons of Anarchy czy nawet Californication są jak najbardziej na miejscu, ponieważ każda z tych produkcji uderza w bardzo znane każdemu fanowi serii GTA nuty i przywołuje konkretny klimat. Chodzi mi jednak o zupełnie inny rodzaj imersji!
A co gdyby tak powstał film nie nawiązujący jedynie do klimatu omawianej popularnej serii gier, a wręcz opowiadał o rozgrywce i wirtualnym sieciowym doświadczeniu wtopienia się w przestępczy, niebezpieczny, ale bardzo wyzwolony świat gry? Tak się składa, że niedawno taka właśnie produkcja trafiła na ekrany kin i nazywa się Free Guy.
Gamingowe kino bez konkretnej marki
Pomyślicie zapewne, że moja wstępna ekscytacja jest przewymiarowana, bo przecież to nie pierwszy film, który powstał na kanwie gry – Mortal Kombat, Tomb Raider, Warcraft – to tylko przykłady, które moglibyśmy wymieniać dalej przez pół dnia. Rzecz w tym jednak, że Free Guy nie czerpie z dobrodziejstw absolutnie żadnej marki. Dokładnie.
W trakcie trwania filmu nie znajdziemy ani jednego kadru, który bezpośrednio wiązałby produkcję filmową z jakimkolwiek gamingowym tytułem – nie zastosowanego żadnego brandingu. Skąd zatem tak szybko i jednoznacznie powiązałem niewinną komedię, w której tytułową rolę gra Ryan Reynolds, z serią gier bazującą na brutalnym przestępczym półświatku, opierającą działania gracza o całą masę nielegalnych aktywności? Nawet jak to czytasz, to zapewne brzmi absurdalnie…
Jak Free Guy naśladuje GTA Online?
- Duże miasto o fikcyjnej nazwie, które jednak ma naśladować wielką amerykańską metropolię.
- Pełna swoboda działania gracza – można się wyładować wedle uznania.
- Wirtualna gotówka i poziom doświadczenia głównymi wyznacznikami prestiżu gracza.
- Wykonywanie przestępczych misji, np. napad na bank.
- Możliwość poruszania się różnymi środkami transportu na lądzie i w powietrzu.
- Personalizowanie wyglądu swojego awatara.
- Cheaterzy – o ich obecności w grze ukazanej we Free Guyu świadczy chociażby specjalnie powołana grupa ludzi do ich wyłapywania i karania.
- Gracze mogą posiadać własne bazy i garaże na osobiste pojazdy.
- Możliwość noszenia przy sobie absurdalnie sporej ilości broni o niepraktycznych gabarytach.
- Nonszalanckie podejście twórców gry do wyczekiwanego przez graczy sequela.
- Łapczywość twórców gry na pieniądze graczy i nieliczenie się z nimi.
- Cheaterzy.
- Cheaterzy.
- Możliwość bezkarnego mordowania NPC-ów. (do czasu)
- CHEATERZY!
Jak widać – pośrednich podobieństw jest całkiem sporo i bardzo dobrze, że producenci filmu zdecydowali się na humorystyczne przedstawienie nastrojów i polityki korporacji odpowiedzialnych za produkcję i wydawanie gier. Samo środowisko graczy, podobnie jak to wygląda w rzeczywistości, bywa toksyczne i niedojrzałe, jednak w ogólności mocno zaangażowane i mogące się jednoczyć w kryzysowych sytuacjach.
No dobrze, ale co właściwie buduje ten film?
To w zasadzie bez znaczenia jaki tytuł gry dostrzeżemy w filmie Free Guy, ponieważ nie to jest tutaj najważniejsze. Istotą tej produkcji jest przede wszystkim poważne otwarcie się na myślenie i obyczajowość graczy, ponieważ nie szczędzi ona gamingowego slangu, nie podejmując nawet próby wyjaśnienia stosowanej terminologii osobom niewtajemniczonym. To jasny sygnał, że film dedykowany jest właśnie dla graczy, a przy jego tworzeniu brali udział inni fani gier.
Luźna i komediowa konwencja to niebywały atut, niosący kolejne cenne przesłanie – granie w gry to coś normalnego i jak najbardziej pozytywnego, a nie tylko sposób spędzania czasu dla nastolatków i odludków.
Polecam.
Nie będę tutaj przybliżał kim jest tytułowy Guy, ponieważ uważam, że naprawdę warto pójść na ten film do kina i samodzielnie się tego dowiedzieć. Jeżeli jesteś graczem (gatunek gry nie ma znaczenia) to gwarantuję, że będziesz się dobrze bawić. Humorystyczna forma, wiele dobrze znanych graczom elementów, których brakuje w innych produkcjach oraz nienajgorsza obsada to zdecydowanie jasne punkty, dzięki którym miło wspominam każdą scenę. Nie jest to oczywiście kino „dla ambitnych”, ale przecież każdemu należy się odrobina luźnej rozrywki, a na tej płaszczyźnie Free Guy spisuje się kapitalnie.