Dzięki wspaniałomyślności mojej żony wszedłem w posiadanie dwóch interesujących plastikowych modeli do sklejania. Ten wyjątkowy i niespodziewany imieninowy prezent był bezpośrednią odpowiedzią mojej drugiej połówki na opowieści o dawnym hobby i kilka kartonowych modeli, które mi pozostały z tamtych lat. Chyba nie muszę nikomu opisywać jak bardzo oczy mi się zaświeciły na widok nowych modeli 🙂
Z uwagi na bardzo długą przerwę od modelarstwa i prawie zerowe doświadczenie z samolotami, postanowiłem zacząć od tytułowej Foki, a relacją i swoimi wrażeniami z budowy chciałbym dzielić się z Wami na bieżąco na blogu – trzeba mierzyć wysoko, ha!
A będąc zupełnie poważnym i szczerym ze swoimi czytelnikami, podchodzę do modelowania bez aspiracji do tytułu mistrza świata, a hobby ma być dla mnie odskocznią od stresującej i wymagającej rzeczywistości – ukojenie nerwów bez przewymiarowanych ambicji. Najważniejszy w tym wszystkim ma być dla mnie sam proces budowy modeli, a nie efekt i przesadny perfekcjonizm. Liczę po prostu na dobrą zabawę, a postępy mam zamiar publikować tutaj. Do boju!
Foka jaka jest – każdy widzi.
Aby zachować pewien kronikarski porządek, chciałbym zacząć od krótkiej prezentacji samego produktu. Jest to model naszej rodzimej firmy ZTS Plastyk w skali 1:72, zatem jego głównym atutem są kompaktowe wymiary, sprzyjające przechowywaniu na mojej (nieistniejącej jeszcze) ekspozycji. To bardzo fajnie, ponieważ posiadam już w tej skali Spitfire’a, z którego może i nie jestem do końca zadowolony, ale na pewno będzie mu raźniej, jeżeli zaparkuje obok niego niemiecki rywal – let them fight!

Wybór malowania
Z racji, iż nie mogę się pochwalić szczególnym kunsztem malowania modeli, ponieważ dotąd praktykowałem w papierowych czołgach, których malować nie było trzeba, stąd też nie zdecydowałem się na ryzykowny i kosztowny zestaw do malowania natryskowego, składający się kompresora i aerografu – nie ta liga. Żona podarowała mi w zestawie z modelami dwa komplety akrylowych farb w tubkach, stąd szybka decyzja o tym, że będę malował pędzlem (te również dostałem).
Nie mam zamiaru ścigać się o złoty laur forumowych wyjadaczy, ani prezentować swoich prac na wystawach, dlatego też uważam, że zabawa będzie wyborna. Uzbrojony w zestaw narzędzi dokonałem wyboru jednego spośród dwóch proponowanych przez producenta wzorów malowania – wygrała bardziej kolorowa wersja z zielonym noskiem.

Pokaż kotku co masz w środku…
Wszystkie elementy modelu mieszczą się w trzech niedużych ramkach, do tego dołączono dwa typy przeszklenia kabiny pilota (kanciaste i zaokrąglone) oraz niewielki arkusz kalkomanii. Nie ma tego zbyt wiele, ale uważam, że to wprost doskonale na początek.

Dremelek z Lidla głównym przyjacielem obrotowego śmigiełka
Budowę modelu, zgodnie z instrukcją rozpoczynamy od złożenia osłony silnika wraz ze śmigłem i kopułką (jeżeli używam niewłaściwej terminologii – piszcie w komentarzach). Jako nowicjusz mógłbym wszystko ordynarnie ze sobą skleić i nie miałbym sobie tutaj nic do zarzucenia, ale producent umożliwia zbudowanie obrotowego śmigła, stąd zdecydowałem się na podjęcie szaleńczej próby wykonania takowego.
Niestety osłona silnika nie posiadała przelotowego otworu na ośkę śmigła, stąd trzeba było odkurzyć stary dremelek z Lidla i wywiercić niewielki otwór w środku detalu – udało się!

Co Kropelka sklei… tego nie poprawisz!
Po karkołomnym przełożeniu ośki przez nawiercony otworek, udało się bez problemu nałożyć na nią po drugiej stronie śmigło. Taktyczna kropelka kleju cyjano-akrylowego i całość może się obracać, przy czym nie wypada z osłony silnika. Sukces pełną gębą!

Dwa kółka na wynos
I takim oto sposobem dotarłem do drugiego etapu budowy modelu, w którym trzeba było zająć się podwoziem. Planuję, aby moja Foka symulowała postój na płycie lotniska, stąd też omawiane detale będę widoczne, więc trzeba poświęcić im szczególną uwagę.
Na szczęście elementów do przygotowania było niewiele, a znaczną część czasu poświęciłem na szlifowanie detali zawieszenia przy pomocy pilniczków mojej żony – klasa! Największą trudność sprawiły mi niewielkie rozmiary oraz giętkość tworzywa, jednak jakimś cudem udało mi się nie zepsuć samolotu już na tak wczesnym etapie.

Kokpit pilota, czyli sroga rzeźba
Trzecia faza budowy samolotu okazała się na tyle pracochłonna, że zakończyłem na niej pierwszy dzień sklejania. Po czasochłonnym szlifowaniu krawędzi połówek kadłuba i wielokrotnych próbach pasowania jego elementów, nadszedł czas na pierwsze przymiarki kokpitu pilota.
Przykleiłem do jednej z połówek kadłuba podłogę wraz z fotelem (jeden element) oraz pulpit. Prawdę mówiąc, po przyłożeniu drugiej połówki kadłuba, spasowanie elementów wnętrza nie jest zbyt imponujące, jednak z całą pewnością wystarczające dla żółtodzioba. Nie przejmuję się tym za bardzo 🙂

Przed finalnym pasowaniem połówek kadłuba i sklejeniem ich, chciałbym zająć się pomalowaniem wnętrza kokpitu, tj. fotela, podłogi i ścianek bocznych, a także spróbować przykleić kalkomanię zegarów na pulpicie (tego boję się najbardziej…). Jeżeli tego nie zrobię na tym etapie, to później mógłbym mieć pod górkę, a jest to ostatnia rzecz jakiej potrzebuję 😉
Na dzisiaj to tyle – dajcie znać, czy jesteście zainteresowani śledzeniem takich relacji z budowy modeli. Trzymajcie się.
Z pasją!